Dzień 4. El Castell...


Popołudniu zapowiadano deszcze. Zadaliśmy więc sobie kluczowe pytanie "co robić?" 
Sobota w portowym miasteczku z wizją kilku kropel z nieba czy...
Postanowiliśmy wyjechać z naszej miejscowości. Jako punkt destynacji wyznaczyliśmy El Castell de Guadalest. 
Pokonaliśmy kilkadziesiąt kilometrów turlając się ku szczytom i staczając w dół. Podziwialiśmy widoki jednocześnie trzymając mocno żołądki, bo droga wiła się jak sznurówka.
Mijaliśmy bogate uprawy. Zalesione zbocza. Fragmenty wzgórz wołających skalistą pustką z gdzieniegdzie strzelającymi ku chmurom sczerniałymi pniami drzew... Przygnębiający pomnik tegorocznych pożarów które strawiły spory region.

Zgodnie z regułami najlepszej przygody, świeciło piękne słońce... do chwili gdy wdrapaliśmy się na widokowy taras.


W ciągu kilku minut nasze ubrania wchłonęły sporą porcję wody, przyklejając koszulki do pleców i czyniąc z butów istną orkiestrę chlupotów.
Dalsza podróż to kluczenie różnymi drogami tak by zobaczyć jak najwięcej, jednocześnie umożliwiając samochodowemu ogrzewaniu podsuszyć nasze ubrania. Kilka razy wykonawszy skręt w stronę inną niż właściwa, a tym samym zyskując niezapomniane wrażenia z przejazdu nietypowymi trasami.

Po kolejnej ponad-godzinie dotarliśmy do naszej miejscowości. Asfalt pokrywały rozległe kałuże, co wcale nas nie dziwiło. Wszak miało padać, a tutejsze drogi nie mają rozwiniętej infrastruktury umożliwiającej sprawne odprowadzanie wody. I słusznie, przecież tym regionie listopadowe deszcze pojawiają się średnio sześć razy w miesiącu i nie należą do szczególnie obfitych. 

...a gdy sprzątnęliśmy z balkonu grad, siedliśmy do gier planszowych.

*

Jeszcze rano, podczas biegania myślałam, że zrobię sobie notatkę o człowieku powożącym wóz zaprzęgnięty w dwa koniki, którego mijałam na plaży... O tym, jak obcy sobie, pozdrowiliśmy się uprzejmie... O tym, jak przywitał mnie ganiający bez smyczy szczeniak... A przede wszystkim o tym, że po chwili dotarłam do miejsca w którym dzień wcześniej moje dzieci wybudowały zamek... i który to zamek zajmuje sporą przestrzeń w wąskim fragmencie plaży... akurat na trasie tegoż wozu powożonego przez człowieka...  I o tym, że człowiek ów skierował swój wóz na skraj, by jadąc linią wody... ominąć budowlę chroniąc przed zniszczeniem.





0 komentarze:

Prześlij komentarz

*